środa, lipca 16, 2014

Felix powraca.

Lumos.
   Haha, witam Państwa po prawie roku. 
   Oj, cóż to był za rok!
Drugi rozdział miał się pojawić jak najszybciej... Taaa... Błagam, nie nasyłajcie na mnie zgrai dementorów! Możecie odpuścić sobie również swoje Avady i Crucio! Niuchacze w moim pokoju też nie są mile widziane!

   Czemu nie było mnie tyle czasu? Cholernie dobre pytanie, cholibka. Mogę jedynie usprawiedliwić się przytłaczającą masą zadań domowych (skończyłam czwarty rok, a nawet Trelawney nas nie oszczędzała! Na włochate gacie Merlina!), jak również moim lenistwem... No, ale powiedzcie mi - kto z Was w wolnym czasie nie wolał by wybrać się na boisko Quidditcha pograć ze znajomymi, strzelić sobie rundkę czarodziejskich szachów (ja zawsze wygrywam! No... Prawie zawsze) lub po prostu podelektować słodyczami z Miodowego Królestwa? (jak już wspominamy Hogsmeade, to pierwszoroczniacy na tym roku nie próżnowali... Nawet Hagrid za karę zmusił kilku do zbierania odchodów hipogryfów przy Zakazanym Lesie! Fuj! Po ilości szlabanów mniemam, iż wykupili chyba CAŁY sklep u Zonka!). 
   Mam nadzieję, iż nie straciłam moich pierwszych czytelników oraz, że szybko pojawią się nowi czarodzieje. 
   Kolejny rozdział zatytułowany "Pogrzeb Snape'a" pojawi się wkrótce (tak sądzę).
Z Dumbledorem!
Nox.

Felix Felicis x

poniedziałek, sierpnia 19, 2013

01 Niezapowiedziana wizyta

***

   Pierwsze promienie porannego słońca wpadały do pokoju przez małe okno obok łóżka Harry’ego. Był pogrążony w głębokim śnie. Jego zazwyczaj rozczochrane włosy wyglądały bardziej niechlujnie niż zwykle. Oddychał miarowo przez otwarte usta. Nagle wzdrygnął się, a następnie otworzył zielone oczy. Ziewnął i po omacku wyszukał dłonią różdżkę, która leżała na szafce nocnej.
- Accio okulary – mruknął. Wyciągnął drugą rękę i pochwycił w locie parę okularów, po czym nałożył je na nos.
    Po prawej stronie Harry’ego, w rogu pokoju spał Ron, jego wysoki, rudy, piegowaty przyjaciel. Naprzeciwko, wyciągnięci na dwóch materacach, pochrapywali Fred i George. Byli niemal identyczni. Mieli taki sam rozkład piegów i podobnie jak Ron rude włosy, ale byli oni od niego nieco niżsi i tężsi.
     Sypialnia Rona jak zwykle była zagracona. Może to dlatego, że Harry dużo podrósł, albo dlatego, iż dzielił pokój z trójką przyjaciół, pomieszczenie wydawało mu się dziwnie małe. Ron sam musiał to przyznać poprzedniego wieczoru, stwierdzając, że jego pomarańczowa pościel z emblematem ulubionej drużyny quidditch'a zrobiła się o wiele za krótka, bo wystawały mu spod niej stopy. Na ziemi porozrzucano ubrania, stolik był zawalony starymi pergaminami i kilkoma książkami, a dywanu prawie nie było widać spod dwóch, wielkich, otwartych kufrów i rozsypanej karmy dla sów. Ron obwiesił całe pomieszczenie pomarańczowymi plakatami Armat z Chudley. Postacie na obrazkach latały tam i z powrotem, odbijając tłuczki, rzucając kaflem i wymijając zręcznie innych graczy.
- Och, panicz Harry wreszcie się obudził! - coś zaskrzeczało donośnie, przez co Harry prawie spadł z łóżka. Zaczął się rozglądać po całym pokoju, aż wreszcie ujrzał źródło hałasu; obok okna czaił się skrzat. 
    Był bardzo stary. Szarawa skóra zwisała mu smętnie, co wyglądało, jakby miał na sobie o kilka rozmiarów za duży kombinezon. Jego wielkie oczy wpatrywały się w Harry'ego z uwielbieniem, a uszy przypominały trochę królicze, tyle, że były szersze i pokryte skórą. Na szyi Stworka dyndał wesoło srebrny medalion, który skrzat dostał od Harry'ego prawie rok temu. Wisiorek był fałszywym horkruksem, stworzonym przez Regulusa Black'a, byłego pana Stworka. Teraz władzę nad skrzatem miał on, Harry, który odziedziczył go po swoim zmarłym ojcu chrzestnym, Syriuszu.
- Stworek! - wykrztusił, poprawiając okulary.
- Stworek przyszedł obudzić pana, ale pan już wstał! Stworek zrobił śniadanie, sir! - rzekł skrzat, kłaniając się tak nisko, że swoim długim, ryjkowatym nosem omiótł brudną podłogę.
- Dzięki - bąknął Harry. Stworek dziwnie wykrzywił wargi, co miało być pewnie próbą uśmiechu.
- Niech pan wybaczy, paniczu Harry, ale Stworek musi obudzić innych! - zawołał skrzat i wybiegł z pokoju.
   Harry wpatrywał się jeszcze przez chwilę w złuszczoną farbę na drzwiach za którymi zniknął skrzat. W końcu zamrugał gwałtownie i opadł z powrotem na łóżko, po czym potarł mimowolnie bliznę w kształcie błyskawicy.
    Kiedyś na świecie żył przystojny, czarnowłosy młodzieniec wychowywany w sierocińcu, którego jedyną wadą była... Nienawiść. Tom Riddle. Chłopiec, który przerodził się w potwora, który zabił rodziców Harry'ego... Który nie żyje.
    Harry wiedział, że teraz, gdy Voldemort umarł, blizna na czole już nigdy go nie zapiecze. Było to dziwne uczucie. Z jednej strony ogarniało go wielkie szczęście, ale z drugiej czuł się nieswojo. Nie, żeby to lubił, ale już przyzwyczaił się do tego bólu, niespodziewanych wizji i więzi pomiędzy nim, a Voldemortem. A teraz wszystko się skończyło. Więź pękła jak bańka mydlana kilka chwil po śmierci jego największego wroga. Voldemort zginął. Harry to wiedział, przecież sam zabił go niespełna dwa tygodnie temu, ale dalej trudno było mu w to uwierzyć.
     Wreszcie po kilku minutach rozmyślań, wygrzebał się z pościeli i zapalił różdżkę. Mimo, iż był ranek, jedno małe okno nie mogło oświetlić całego pokoju.
     Harry na palcach podszedł do swojego plecaka i wyciągnął z niego wytarte jeansy, koszulkę jeszcze po Dudley'u (Skąd ona się tu wzięła?) i skarpetki. Ubrał się szybko, a następnie ruszył w stronę drzwi. Gdy był już w połowie drogi, nagle ciszę rozdarło ogłuszające wycie. Fred i George zerwali się z łóżka jak oparzeni, a Ron wrzasnął w poduszkę.
- Spokojnie, to tylko Ghul - powiedział Harry. Spojrzał na klapę w suficie i uśmiechnął się szeroko, widząc swoich trzech przerażonych przyjaciół.
- Ta, bardzo śmieszne... - mruknął Ron, chowając głowę pod pościel, żeby chociaż trochę zagłuszyć hałas. Ghul zaczął uderzać w rury czym popadnie.
- Mówiliśmy mamie, żeby się go pozbyć, ale nie... - Fred ziewnął i podniósł z ziemi swoją różdżkę.Wyglądał komicznie z włosami postawionymi na wszystkie strony.
- Ten Ghul ma mózg wielkości orzeszka - powiedział po kilku minutach rozeźlony Ron.
- Za to ty mógłbyś swój wygrzebać, a i tak nie poczułbyś różnicy - stwierdził George. - Nie zapominaj, że ten orzeszek niedawno uratował ci życie.
- Że co? - zdziwił się Ron.
- Wysil się, braciszku - westchnął teatralnie Fred. - Kto udawał, że jest chory na groszopryszczkę, gnijąc w twoim łóżku przez rok?
- Tak, ale za to ja, Harry i Hermiona w ogóle się nie narażaliśmy! - zakpił Ron.
- Co wy na to, żeby pograć po śniadaniu w quidditch'a? - zapytał Harry, nie chcąc już dłużej ciągnąć tej konwersacji.
- Ja chętnie, ale Ronuś lepiej niech zostanie w domu, bo ze swoim refleksem i celem godnym ślepego żółwia mógłby jeszcze sobie coś zrobić - George wyszczerzył zęby do Harry'ego.
    Ron chyba chciał mu odpowiedzieć, bo kilka razy otworzył usta w niemym proteście, ale w końcu tylko machnął ręką i wziął się za szukanie lewej skarpetki.
    Piętnaście minut później, cała czwórka zeszła już na dół do kuchni. Było to niewielkie i ciasne pomieszczenie, a jego dużą część zajmował wyszorowany, drewniany stół z dostawionymi ośmioma krzesłami i jednym fotelem. Znajdowało się tam okno z widokiem na główną ścieżkę prowadzącą do Nory i wydatny kominek z trzema półkami, obłożonymi książkami kucharskimi. W pobliżu był długi, wąski korytarz, który prowadził do dalszej części domu. Na ścianie wisiał zegar z ośmioma wskazówkami, z której każda była przeznaczona jednemu z Weasley'ów. W okół tarczy zegarowej, zamiast cyfr umieszczono napisy, które wskazywały różne miejsca, na przykład "praca", "szkoła", "podróż", czy "szpital". Teraz wszystkie wskazówki były skierowane na "dom".
     Stół zastawiono jedzeniem. Stworek musiał wstać bardzo wcześnie. Na jednej z tac leżały równo poukładane, świeżo upieczone bułeczki. Była tam też tarta melasowa, dżemy, miód, wielki dzban kawy, mleko i płatki.
- Stworek, to najlepszy skrzat domowy na świecie - powiedział Ron, wybałuszając oczy.
     Odkąd Harry (po długim namawianiu na to pani Weasley) rozkazał Stworkowi pomagać matce Rona w pracach domowych, wszystkim żyło się o niebo lepiej. Skrzat stał się jeszcze bardziej posłuszny i robił wszystko o co Harry, bądź inni domownicy go poprosili.
- Ron ma rację, ten skrzat to prawdziwy skarb - powiedział George, biorąc do ręki bułeczkę i smarując ją obficie dżemem.
     Po kilku minutach do kuchni weszły już ubrane Ginny i Hermiona, co bliźniacy skwitowali głośnym westchnieniem.
- Znowu się zacznie, George - powiedział głośno Fred.
- Masz rację, Fred. Lepiej zjedzmy szybko, bo... Cóż, stawiam dziesięć galeonów na to, że tym razem puszczę pawia - odrzekł George, krzywiąc się przesadnie.
- Możemy na nich nie patrzeć - stwierdził wspaniałomyślnie Fred, wciskając całą bułkę do buzi.
- Myślisz, że potrafisz? Ja tam po prostu nie mogę oderwać od nich wzroku - mruknął George i podrapał się po uchu. Drugie oderwało mu czarnomagiczne zaklęcie, ale on nie cierpiał szczególnie z tego powodu, co więcej, skory był do żartów na temat swojego wyglądu.
- Och, zamknijcie się już! - westchnęła Hermiona, siadając na kolanach Rona.
- Dokładnie, jesteście zwyczajnie zazdrośni - stwierdziła Ginny, która zajęła miejsce na krześle obok Harry'ego.
- My?! - zapytał Fred, wyraźnie przerażony taką możliwością.
- To byłby zamach na naszą godność! - George wycelował oskarżycielsko bułeczką w stronę Rona, Hermiony, Harry'ego i Ginny. - Chodź Fred, zmywamy się.
   Bliźniacy wzięli do rąk po kilka bułek i weszli na górę po schodach. Po chwili dało się słyszeć trzask zamykanych drzwi.
- Oni są okropni! - wybuchnęła Hermiona, szarpiąc swoją brązową burzę włosów. - Nie mogą znieść tego, że sami nie potrafią znaleźć sobie dziewczyn!
- To prawda - powiedziała Ginny. W odróżnieniu od Hermiony, była bardziej rozbawiona niż wzburzona zachowaniem braci. - A ty, Ron, może byś poczekał z jedzeniem na rodziców, co?
- Dę-aj spą-kuj Gin-ąy - powiedział Ron z pełnymi ustami.
    Harry uśmiechnął się. Przypomniał sobie, jak kiedyś Hermiona zaabsorbowana swoją organizacją WESZ karciła Rona za jego obżarstwo, a on reagował w ten sam sposób.
      Hogwart! Jak bardzo mu go brakowało! Tęsknił za wszystkim, nawet za Filch'em, Panią Norris, Irytkiem, Snape'm...
    Na myśl o Snape'ie, jego byłym wrogu, poczuł, że żołądek zwija mu się w ciasny supeł. Teraz, gdy znał prawdę, teraz, gdy wiedział, że on... On kochał jego matkę... Że go chronił... Że tak naprawdę oddał za niego życie, nie mógł uważać Snape'a za nieprzyjaciela. Było mu go bardzo żal. Nie czuł owej wszechogarniającej cały świat rozpaczy, która dotknęła jego umysł po śmierci Syriusza, ale jednak miał się fatalnie.
- ... I dlatego właśnie powin...
- Harry? - Ginny przerwała Hermionie w połowie słowa. - Harry, dobrze się czujesz?
- Tak - Harry posłał jej wymuszony uśmiech. - Tak, świetnie.
     Dziewczyna spojrzała na niego podejrzliwie, ale w końcu zaczęła przysłuchiwać się przemowie Hermiony. To właśnie było w niej wspaniałe, rozumieli się bez słów. Wiedziała, że Harry nie ma ochoty na rozmowę.
- Dzień dobry, dzieciarnio! - zawołał pan Weasley. - Piękny dzionek, nieprawdaż?
- Gdzie mama? - zapytała od razu Ginny.
- Jeszcze śpi i... - pan Weasley zawahał się. - Lepiej na razie jej nie budźcie.
     Podszedł do dzbanka, stuknął w niego różdżką i już po chwili kawa sama wlewała się do dziewięciu kubków. Harry w tym czasie zapłacił wielkiej sowie, która wleciała do kuchni przez otwarte okno z "Prorokiem Codziennym" przywiązanym do prawej nóżki. Otworzył gazetę i zatrzymał się na pierwszej stronie.
- Piszą coś o Kingsley'u... - powiedział na głos. - Zaraz... Słuchajcie. "Mamy przyjemność potwierdzić plotki, iż Kingsley Shacklebolt, czarodziej czystej krwi, członek organizacji znanej pod nazwą "Zakonu Feniksa", szanowany Auror i długoletni pracownik Ministerstwa Magii, został wczorajszego dnia (dokładniej w późnych godzinach wieczornych) oficjalnie ogłoszony nowym Ministrem Magii. Shacklebolt zgodził się objąć to stanowisko dopiero po długich rozprawach na ten temat, chociaż, jak sam twierdzi, nie jest przekonany, czy podoła temu trudnemu zadaniu. Po kilkudniowych namowach wybitnych osobistości, min. członków Wizengamotu, zgodził się zostać naszym tymczasowym  Ministrem. Od razu po objęciu nowego stanowiska powołał Minerwę McGonagall, wicedyrektorkę i nauczycielkę transmutacji w Szkole Magii i Czarodziejstwa w Hogwarcie, do objęcia stanowiska dyrektora, tym razem na stałe. Nie wiadomo jeszcze, czy przystała na tę propozycję("Kingsley Shacklebolt - w przeszłości do teraźniejszości" czyt. str. 12-17)."
   Pod artykułem umieszczono duże, ruchome zdjęcie wysokiego, czarnoskórego, łysego mężczyzny o miłym spojrzeniu i z uchem przebitym złotym kolczykiem w kształcie obręczy, który mimowolnie odejmował mu kilka lat.
- To świetnie! - krzyknęła uradowana Hermiona. - Na pewno będzie lepszym Ministrem od Knota, czy Scrimgeour'a.
- Zapomniałaś o Thicknesse'ie. On też nie był zbyt... No wiesz - mruknął Ron, zanurzając łyżkę w misce płatków.
- Tylko nie zapominajmy o tym, że był pod działaniem Imperiusa - wtrąciła Ginny.
- No tak. Harry, mógłbyś mi proszę podać tę gazetę? Chcę zobaczyć co, a przede wszystkim kto napisał o Kingsley'u. Módlmy się, żeby nie Skeeter - westchnął pan Weasley, a chwilę potem zniknął za kartami gazety, szukając odpowiednich stron.
- Hermiono, może się przejdziemy? - zapytał Ron, który skończył już swoją porcję płatków.
- Jasne - powiedziała Hermiona i lekko się zarumieniła. Ginny spojrzała wymownie w sufit. Harry'ego naszła nagle dziwna myśl, że jednak była bardzo podobna do Fred'a i George'a.Więzy krwi, chcąc nie chcąc, dawały się we znaki.
- Wrócimy za jakiś czas - powiedział Ron, zawiązując sznurowadła swoich starych adidasów. - Tylko nie wybierajcie się nigdzie bez nas, dobrze?
     Pogrzeb. To słowo przygniotło Harry'ego tak natychmiastowo, że zrobiło mu się niedobrze.
     Dzisiaj właśnie, dwa tygodnie po jego śmierci, miał się odbyć pogrzeb Snape'a... Harry nie zapomniał o tym, ale za wszelką cenę starał się nie myśleć na ten temat. Nigdy nie był na żadnym pogrzebie. Weasley'owie zgodzili się na niego pójść tylko dlatego, że on chciał. Dobijała go myśl, iż pewnie nikogo tam nie będzie. Prawie wszyscy szczerze nienawidzili Snape'a, nikt nie zna przecież prawdy oprócz niego, Rona i Hermiony... Albo odwrotnie, zbierze się tam połowa świata czarodziejów, żeby zobaczyć jego, Harry'ego Potter'a, Chłopca, Który Przeżył, tego, który zabił Voldemorta, chociaż nikt, nawet Dumbledore nie mógł tego uczynić...
    I znowu kolejne ukłucie bólu - Dumbledore. Teraz zaczął myśleć o tych wszystkich, o tych pięćdziesięciu osobach, które zginęły podczas bitwy, co po części było jego, Harry'ego winą...
- Poszli sobie? - głos któregoś z bliźniaków wyrwał go z rozmyślań.
- Tak - powiedziała Ginny i wzięła do ręki swój kubek z kawą. - Co wy do nich macie?
- Nie ważne - uciął dobitnie George, a Ginny zrobiła obrażoną minę. - Tato, jak się tam dostaniemy?
     Harry stwierdził, że nie tylko on unika słowa "pogrzeb".
- To zależy. Wolicie Błędnego Rycerza, deportację, czy Sieć Fiuu? - zapytał Pan Weasley, patrząc na nich znad swoich okularów w rogowych oprawkach.
- Deportacja! - powiedzieli wszyscy chórem.
- No chyba żartujesz tato... - wymamrotał Fred z niedowierzaniem w głosie. - Mamy przez całą drogę wić się po ścianach i podłodze, usmarowanych cudzymi wymiocinami, albo obijać się o wnętrza osmolonych kominków?
- No właśnie, a teleportacja grozi tylko rozszczepieniem poszczególnych kończyn, w najgorszym wypadku tragiczną i nieodwracalną śmiercią... - George wyszczerzył zęby do bliźniaka.
- Ginny nie może się teleportować - pan Weasley zmarszczył brwi.
- Jest przecież teleportacja łączna - wtrącił się Harry. Zepchnął smutne myśli o Snape'ie i Dumbledorze gdzieś głęboko na dno swojej podświadomości.
- Dobrze, skoro tak wolicie - pan Weasley wzruszył ramionami. - Zgoda.
    Przez chwilę w kuchni dało się słyszeć tylko pobrzękiwanie sztućców i odgłosy odstawionych na stół kubków.
- Na Brodę Merlina! - krzyknął pan Weasley, na co wszyscy poderwali się ze swoich krzeseł. - Posłuchajcie tego! "... Departament Międzynarodowej Współpracy Czarodziejów wraz z Departamentem Przestrzegania Prawa Czarodziejów poważnie zastanawia się również nad powtórzeniem całego roku szkolnego przez uczniów w szkołach Hogwart, Beauxbatons oraz Durmstrang. Oczywiście nowi uczniowie, wraz z tradycją byliby przyjęci w mury szkoły. Ci, którzy przebywali w niej w zeszłym roku, będą zmuszeni do niej powrócić, by powtarzać tę samą klasę. Nowy Minister Magii (czyt. str. 1, 12-17) uznał to za dobry pomysł, a wręcz potrzebne działanie, bowiem warunki edukacji w każdej z wymienionych wyżej szkół, ostatnimi czasy nie były dobre dla ich uczniów. "Nie możemy pozwolić na to, aby nowe pokolenia czarodziejów miały braki w podstawowej wiedzy czarodziejskiej" - mówi Mafalda Hopkirk, szefowa Wydziału Niewłaściwego Używania Czarów - "Chodzi o to, że jeśli uczniowie niedokładnie poznawali poszczególne dziedziny magii, wówczas może dojść do jej niewłaściwego wykorzystania, co z czasem może prowadzić nawet do złamania prawa". Naszym reporterom udało się nawiązać kontakt z Gryzeldą Marchbanks, przewodniczącą Czarodziejskiej Komisji Egzaminacyjnej oraz byłą członkinią Wizengamotu. "Nie jestem pewna, czy rzeczywiście ten rok stanie się rokiem powtórzeniowym, ale oczywiście pochwalam taką możliwość. Moje źródła donoszą, że Hogwart jest obecnie w stanie rekonstrukcji, która powinna trwać co najmniej do końca wakacji" - twierdzi pani Marchbanks.
   Uczniom wszystkich szkół pozostało tylko czekać na dalsze postanowienia związane z tą sprawą."
    Gdy pan Weasley skończył czytać, w kuchni zaległa cisza.
- Czyli... - zaczęła powoli Ginny, która spojrzała na Harry'ego z uśmiechem. - Czyli... Wygląda na to, że... ty, ja, Ron i Hermiona wracamy! Wracamy do Hogwartu, Harry!
- Pozwolę sobie zauważyć, że jeszcze wszystko może się zdarzyć - zauważył pan Weasley.
- No tak... - powiedział powoli Harry. Bardzo cieszył się z możliwości powrotu do Hogwartu, ale paskudne samopoczucie ostudziło jego zapał.
    Ginny znowu wyczuła niechęć chłopaka do całego świata, więc w połowie obrażona wzięła się za swoją miskę płatków. Nikt już nic nie mówił. Kilka minut później do kuchni weszła pani Weasley. Miała na sobie stary, szarawy szlafrok, przewiązany w pasie długim sznurem. Podeszła powoli do stołu i zsunęła się na wolne krzesło. Jej oczy były na wpół przymknięte.
- Dzień dobry, mamo - powiedziała nieśmiało Ginny. Gdy nie otrzymała odpowiedzi, dodała. - Jak się czujesz?
- Dobrze, dobrze - mruknęła pani Weasley. - Jestem po prostu zmęczona...
- Molly, kochanie, czy na pewno wszystko gra? - zapytał zaniepokojony pan Weasley. - Wyglądasz marnie...
- Wszystko w porządku, Arturze - odpowiedziała jego żona, otwierając oczy.
- Wyglądasz na chorą - stwierdziła Ginny podchodząc do niej. - Tak, zdecydowanie. Jesteś chora.
- Nie prawda! - oburzyła się pani Weasley, gwałtownie podnosząc się z krzesła. Prawie momentalnie zachwiała się i Ginny złapała ją w ostatniej chwili.
- Sama widzisz! - powiedziała zdenerwowana dziewczyna. - Wracasz do łóżka!
- Ale... - zaczęła pani Weasley.
- Posłuchaj Ginny, Molly. Ona ma rację. Zaraz zawołam Stworka, żeby zaniósł na górę tacę ze śniadaniem...
- Pan wzywał, sir?
Dało się słyszeć krótki trzask, a zaraz po nim pojawił się Stworek. W prawej ręce trzymał ściereczkę do wycierania kurzów, a w lewej butelkę z niebieskim płynem.
- Mógłbyś zanieść tacę z jedzeniem do sypialni na górze? - pan Weasley poprawił okulary, które zsunęły mu się na czubek nosa.
Skrzat nie odpowiedział, tylko od razu podbiegł do szafki, w której znajdowała się większość naczyń.
 - Chodź, mamo - powiedziała Ginny, lekko się uśmiechając. - Kubek gorącej kawy na pewno postawi cię na nogi.
- Taaak... Chyba tak - rzekła powoli pani Weasley, przyglądając się po kolei każdemu z domowników trochę nieprzytomnym wzrokiem.
Po chwili było widać już tylko ogniste włosy Ginny, znikające za rogiem drzwi, które prowadziły na górę.
Fred i George wciągnęli swojego ojca do rozmowy na temat ich nowego wynalazku, a mianowicie "balono-bomb", ale Harry już ich nie słuchał. Był zajęty własnymi, ponurymi myślami.
- Harry! - powiedział głośno pan Weasley.
- Mmm? O co chodzi? - zapytał Harry, którego pan Weasley wyrwał z rozmyślań.
- Prosiłem, żebyś otworzył - ojciec bliźniaków wskazał palcem na drzwi wejściowe. - Ktoś pukał.
Harry wstał powoli z krzesła, uważając, żeby nie przewrócić niczego, co leżało na stole. Powoli podszedł do drzwi i przekręcił klamkę.
- Dzień dobry - powiedział mężczyzna, stojący w progu. Wysoki, szczupły mężczyzna o dość długich, blond, niemalże białych włosach. Mężczyzna o bladej cerze, ostrych rysach twarzy, wyniosłej sylwetce oraz platynowoniebieskich oczach. Mężczyzna o imieniu Lucjusz Malfoy.
   Weasley'owie zastygli w bezruchu. Fred i George wyglądali prawie identycznie z lekko rozchylonymi ustami oraz szeroko otwartymi oczyma.
- Dzień dobry - powtórzył pan Malfoy. - Przepraszamy za tak nagłe najście. Byliśmy jednak w okolicy, a Draco oznajmił, że chciałby porozmawiać z panem Potter'em. Ja też mam zamiar zamienić z tobą słówko, Arturze.
- Na jaki temat? - zapytał sucho pan Weasley. Jego twarz nie przedstawiała żadnych konkretnych emocji.
- Eee... Cóż... W cztery oczy, jeśli można.
Pan Weasley skinął głową.
- Fred, George, Harry, na górę - powiedział krótko.
   Nikt nie miał zamiaru się z nim kłócić. Bez słowa ruszyli w stronę schodów, a Draco powędrował za nimi. Był przerażająco podobny do ojca. Miał niemal identyczne rysy twarzy. Jego jednak włosy były krótsze. Ubrał czarny, starannie uprasowany garnitur.
   Po chwili Harry stanął w drzwiach do pokoju Rona. Draco, jak cień, był tuż za nim. Harry wszedł do sypialni, po czym zamknął drzwi. Obrócił się w stronę Dracona, który stał obok okna.
   Przez krótki czas nikt nic nie mówił. Dało się słyszeć brzęczenie muchy, która w akcie rozpaczy zaczęła obijać się o szybę okna.
- Ładny pokój - zaczął Draco.
   Harry już chciał odpowiedzieć mu jakąś zgryźliwą uwagą, ale w ostatniej chwili ugryzł się w język. W wypowiedzi Dracona nie było ani trochę ironii ani sarkazmu. Ona była... Szczera. A przynajmniej sprawiała takie wrażenie.
   Draco uśmiechnął się nieśmiało, a Harry nieco się rozluźnił.
- Czemu chciałeś się ze mną spotkać? - zapytał Harry najmilej jak potrafił. Wyszło mu to całkiem nieźle, biorąc pod uwagę jego dzisiejsze samopoczucie i niechęć do Dracona.
- Chciałem się o coś zapytać...Wiesz może, gdzie jest moja różdżka? - Draco zaczął uporczywie przyglądać się swoim wypolerowanym butom.                 
- Tak - powiedział bez ogródek Harry. - Chcesz ją z powrotem?
- To znaczy... Mam nową - zakomunikował, po czym wyciągnął z kieszeni długą, czarną różdżkę. - 14 i 3/4 cala, wiąz, kieł widłowęża... Całkiem giętka. Jest dobra, ale... Wolałbym tę starą.
- Poczekaj chwilę - rzekł Harry. Podszedł do szafki obok swojego łóżka, tej samej, na której zwykle kładł okulary. Uklęknął i otworzył ostatnią szufladę. Normalnie nigdy nie stanąłby odwrócony tyłem do Dracona, ale coś mu mówiło, że nie musi się go obawiać. Wyciągnął starą, czarną szmatkę, w której ukrył różdżki zabrane z dworku Malfoy'ów.
- Proszę - powiedział Harry, podając Draconowi dziesięciocalową różdżkę. - Ale zanim ją weźmiesz, musisz wiedzieć, że, gdy ukradłem twoją różdżkę... Ona zmieniła właściciela. Teraz ja nim... Ja nim tak jakby jestem.
Nastała niezręczna cisza. Przez twarz Dracona przewinęły się różne emocje, prawie w tym samym momencie; niedowierzanie, złość, smutek, a na końcu spokój.
- Nie szkodzi - powiedział w końcu, tłumiąc resztki emocji. - To była dobra różdżka - westchnął głęboko.
- Możesz ją sobie wziąć - oznajmił szybko Harry, prawie wciskając różdżkę Draconowi do rąk. - Nie potrzebuję jej, naprawdę.
- Dziękuję - rzekł Draco, patrząc mu prosto w oczy. Były to te same, zimne oczy, których Harry od tylu lat nienawidził. Teraz wydawały się jednak przyjazne.
   Nagle drzwi otworzyły się. Do sypialni wbiegł zdyszany Ron.
- Harry! Wszędzie cię szukałem, Fred mówił, że... - rudzielec stanął w progu pokoju, patrząc jak wryty na Dracona. Najpierw spojrzał na dwie różdżki, które chłopak trzymał w ręku. Potem jego wzrok powoli prześlizgnął się na Harry'ego. - Coś mnie ominęło? - sapnął.

***
 
Lumos.
Wreszcie dodałam pierwszy post! Po... Ile to już będzie? W każdym razie, kilka miesięcy po założeniu bloga. Nie mam Wam za bardzo nic do powiedzenia, może to, że kolejny rozdział będzie nosił nazwę "Pogrzeb Snape'a". Tak właściwie, to ten miał tego dotyczyć, ale wyszedłby zbyt długi.
Mam nadzieję, że podobają Wam się chociaż trochę moje wypociny. Zapraszam do "Dołączania się do tej witryny", jeśli macie zamiar czasem wpadać na tego bloga.
Nie wiem, kiedy pojawi się drugi rozdział, myślę, że jak najszybciej!
Z Dumbledorem!
Nox.

Felix Felicis x

KOMENTARZ = SZACUNEK DLA AUTORA!